W najnowszym numerze „Uważam Rze” (nr 46(93)/2012 z 12 listopada br.) ukazał się ciekawy – z punktu widzenia teorii i metod argumentacji – artykuł Pawła Lisickiego pt. „Moje kłopoty z prokuraturą” (kliknij, żeby przeczytać, zanim przejdziesz dalej). Moim celem nie jest zajmowanie stanowiska w omawianej sprawie, a jedynie odpowiedź na pytanie, którym kończy się artykuł: „gdzie w tym rozumowaniu tkwi błąd?”.
Rozumowanie dotyczy wystąpień i postawy prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta po doniesieniu „Rzeczpospolitej” o śladach trotylu na wraku Tu-154 (zobacz artykuł). Seremet wyjaśnił, że wykorzystane przez biegłych urządzenia wykrywają materiały wybuchowe, ale również substancje jedynie w jakimś stopniu do nich podobne{{1}}. Odpowiedź na pytanie, czy znaleziono ślady trotylu, wymaga dalszych badań. Seremet poinformował także, że rozmawiał o sprawie z premierem Tuskiem, uprzedzał go, mając na uwadze stosunki międzynarodowe{{2}}.
Zdaniem Lisickiego są dwie możliwości:
- albo śledczy nic nie odkryli, a Seremet jest niestabilny emocjonalnie (skoro informuje premiera o nieciekawym odkryciu, które rzekomo miałoby mieć konsekwencje o skali międzynarodowej),
- albo śledczy odkryli substancje, które z dużym prawdopodobieństwem są resztkami materiałów wybuchowych (Seremet ostrzega premiera, przekazując ważną informację, oczekuje podjęcia działań).
Gdzie tkwi błąd? Otóż tkwi on w uznaniu, że w omawianej sytuacji mamy tylko dwie możliwości. Jest to błąd tzw. fałszywej dychotomii (in. błąd fałszywej alternatywy lub fałszywy dylemat).
Pierwszy człon alternatywy wskazuje na to, że niemożliwe jest, aby nieciekawe informacje miały konsekwencje o zasięgu ponadkrajowym. Drugi wskazuje, że odkrycia interesujące (w szczególności wykrycie obecności trotylu) takie skutki jak najbardziej mają lub mieć mogą.[divider height=”10″]
Zapytajmy zatem, czy możliwe jest aby informacje nieciekawe{{3}} prowadziły do poważnych skutków? W szczególności, ograniczając rozważania do omawianej sytuacji: czy mogłyby mieć poważne skutki informacje o braku śladów trotylu na wraku tupolewa?
Oczywiście tak! Trotylu może przecież nie być, ale urządzenia zachowują się tak samo w wypadku obecności trotylu oraz w wypadku obecności substancji „podobnych”. Metody pobierania próbek mogą być niezrozumiałe dla laików (w tym np. dla dziennikarzy) i mogą oni mylnie zinterpretować zachowania urządzeń (o którym to zachowaniu jedynie słyszeli). Ze względu na napiętą sytuację społeczno-polityczną informacja o zachowaniu się urządzeń może być w rękach opozycji w jakimś sensie niebezpieczna. Choć sama informacja o braku trotylu nie jest szczególnie ciekawa, to jednak ze względu na okoliczności badania i kontekst społeczny może stać się ważna. Pozostaje tylko jeszcze pytanie: gdzie w tym wszystkim konsekwencje międzynarodowe? Konsekwencje takie mogą być związane z szumem medialnym wywołanym przez samą informację, mogą dotyczyć wizerunku Polski i sposobu prowadzenia śledztwa, wreszcie mogą utrudnić kontakty z Rosjanami itp.
Jest to trzecia możliwość, ale z pewnością jest ich więcej. Pytanie, która z nich się zrealizowała, pozostaje otwarte. Na koniec podkreślę, że wskazanie błędu w rozumowaniu dyskredytuje argumentację Lisickiego. Nie jest jednak dowodem, że jego tezy są fałszywe (tym bardziej nie dowodzi, że są prawdziwe!), ale wymagają innego uzasadnienia.
Aby dosadniej zobrazować niebezpieczeństwo błędu fałszywego dylematu rozważmy następujące rozumowanie (przekorne, nie na serio!), które mogłoby zostać sformułowane przeciw naczelnemu „Uważam Rze”:
Iksiński w swoim artykule nie wskazuje istnienia trzeciej możliwości. Dlaczego? Mogą być dwa powody: albo czyni to nieświadomie, albo świadomie. Jeśli czyni to nieświadomie, to jest głupcem. Jeśli świadomie, to jest manipulantem. Tak więc Iksiński jest głupcem lub manipulantem.
Oczywiście można nie wymienić trzeciej możliwości świadomie i nie być manipulantem, lecz np. prowokatorem. Być może tak jest w wypadku naczelnego „Uważam Rze”.
Podobnie jak Lisicki jestem z natury sceptykiem… i pesymistą… jednakże raczej w sprawie tego, jak prowadzimy nasze dyskusje, jak budujemy nasze argumentacje, jak wyglądają nasze media, scena polityczna, odpowiedzialność obywatelska. Pozostańmy jeszcze przez chwilę w kręgu „Uważam Rze” – diagnozę wartą przytoczenia stawia artykuł Marka Magierowskiego o hejterach:
Tekst o trotylu i glicerynie zapewne nie wzbudziłby takich emocji, gdyby miał inny tytuł, został inaczej zredagowany, gdyby polityka informacyjna prokuratury wojskowej była lepsza i gdyby wersja o zamachu nie została uznana za „spiskową”, lecz rozważana jako jedna z możliwych. Oraz, rzecz jasna, gdyby nie szaleńczy występ Jarosława Kaczyńskiego, który – nie czekając na potwierdzenie informacji – zaczął mówić o „niesłychanej zbrodni” {{4}}.
Warto chyba tylko dodać, że hejterzy znajdują się po każdej ze stron. I że na ogół stron… jest więcej niż dwie.
[[1]]Choć zakres tolerancji i stopień podobieństwa nie zostały bliżej określone, na co wskazuje Lisicki.[[1]]
[[2]]Choć być może między innymi je, ale nie tylko, na co nie wskazuje Lisicki.[[2]]
[[3]]Pomińmy tutaj sprawę nieostrości wyrażenia „nieciekawe informacje”, oczywiście nie jest jasne, co ma się tutaj na myśli! Może to otwierać pole dla dodatkowej manipulacji.[[3]]
[[4]]M. Magierowski, „Hejterom” gratulujemy”, „Uważam Rze” 2012, nr 46(93).[[4]]